The Elder Scrolls Wiki
Advertisement

Dziennik Grommoka — dziennik występujący w The Elder Scrolls IV: Oblivion.

Treść[]

3 Deszczowej Dłoni 3E431

Nareszcie udało się nam przekonać tego skretyniałego łotra Lewina, że czas już pozbyć się tego sejfu, który ukradł z Przednich Towarów Lellesa w Anvil, i rzucić go w diabły za zamkiem. Ściągnął na nas mnóstwo uwagi i zaczynało nam być duszno. Syndelius praktycznie posadził go na rzyci i zmusił, żeby zostawił sejf, i dobrze, bo jeszcze trochę, a skułbym mu mordę. Wiem, że to złodziej, ale przecież jesteśmy poszukiwaczami przygód: zarabiamy na życie okradeniem starych grobowców, ruin i innych miejsc, gdzie nie ma strażników. Lewin naprawdę bywa czasami głupi jak ośle dupsko.

12 Deszczowej Dłoni 3E431

Co za Fredas. Wpadliśmy najpierw do tego, co zostało ze starego fortu Wariel, oczyściliśmy go z bandy cuchnących maruderów i ich dobytku, a potem ruszyliśmy na północ. Dotarliśmy do ruin Trumbe. Syndelius powiedział, że zbudowali je Ajludzie czy Ajlidzi, czy jakaś tam inna pradawna cywilizacja, ale mnie obchodziło tylko, ile złota jest w środku. Powiedział, że zazwyczaj bywa sporo, więc weszliśmy. Błąd! Wszędzie pełno szkieletów i duchów. Ciarki mnie od nich przechodzą. Jak się walczy z czymś, co nawet nie jest żywe? Lewin oberwał parę razy i musiał wypić wszystkie swoje eliksiry, Syndelius ledwo uniknął zmiażdżenia przez pułapkę, ale wywinął się tylko złamaną ręką, a ja zarobiłem paskudną szramę na czole. Mało brakowało. A teraz najlepsze: akurat kiedy dotarliśmy do skarbu, Lewinowi skończyły się wytrychy! Po jaką daedrę go ze sobą ciągamy? Musieliśmy wytaszczyć ten cholerny kufer z Trumbe i dźwigać go aż do obozu Atrene. Teraz siedzę sobie tutaj, gapię się na tę głupią metalową skrzynię i myślę sobie, jak miło byłoby rozwalić wieko pustą głową Lewina. Co za cieć.

13 Deszczowej Dłoni 3E431

Ponieważ mimo całonocnych rozważań nie udało mi się rozstrzygnąć, czy warto odłamać Lewinowi kulasy i dorzucić nimi do ognia, rano wysłałem go z Syndeliusem do Anvil, żeby dokupili wytrychów. Sam zostałem przypilnować skrzyni. Wrócili po paru godzinach, Lewin otworzył zamek za pierwszym podejściem - i dobrze dla niego, bo szlag mnie trafiał, że musiałem tu sterczeć cały dzień. No więc Syndelius podniecił się, jak nie wiem co, kiedy zobaczył w środku taką fikuśną szmatkę. Było w nią zawiniętych trochę rzeczy, ale najlepszy był miecz. Co za cudeńko! Ostrze ma jak zębata paszcza, rękojeść jak łuski złotego węża, a ten klejnot w środku... doskonały, czerwono-pomarańczowy jak niebo o świcie. Syndeliusowi chyba na chwilę odbiło, więc spytałem go, czego się drze, a on mi na to, że ten miecz to z Akawyru i że zrobiły go jakieś wężoludy czy Sejessi, czy jakoś tak. Syndelius właśnie spojrzał mi przez ramię i powiedział, że Sejessi piszę się przez T, ale to przecież bez sensu. T-s-a-e-s-c-i. Proszę, napisałem, zadowolony? Na Dziewięć Bóstw, ależ z niego wścibski drań. W każdym razie najlepsze miało dopiero nadejść. Dokładnie wtedy, kiedy zachodziło słońce, miecz znikł na chwilę, a potem na jego miejsce pojawił się drugi, prawie taki sam, ale z fioletowo-błękitnym klejnotem. Syndelius chce się założyć, że o świcie zmieni się z powrotem w ten z czerwono-pomarańczowym! Mnie tam to wystarczy - choćby nie robił nic więcej, jest to najlepszy miecz, jaki w życiu widziałem. Lewin marudził coś pod nosem o akawyrskich czarach, ale kazałem mu się zamknąć. Stwierdziłem, że będę nazywał miecz Kłem Świtu, kiedy będzie czerwony i pomarańczowy, a Kłem Zmierzchu, kiedy będzie fioletowy i niebieski.

14-16 Deszczowej Dłoni 3E341

Dzięki mojemu nowemu mieczowi od paru dni wszystko idzie nam coraz lepiej. Odkryłem, że Kieł Świtu ma ogniste ostrze, a Kieł Zmierzchu lodowate... dzięki czemu jeszcze łatwiej mordować nimi różne rzeczy! Ale najlepsze było to, co odkryłem, kiedy wyskoczył na nas minotaur, a ja zadałem mu śmiertelny cios. Usłyszałem w głowie głos. A może to była myśl? Nie wiem. Dziwaczne. Ale miałem takie uczucie, jakby miecz wiedział, że właśnie zabił tego minotaura, i jakby coś liczył. Najpierw myślałem, że może po prostu jestem zmęczony i mam omamy, ale potem przeszliśmy jak burza przez obóz bandytów, a on dalej liczył. Jak doszedł do dwunastu trupów, powiedział mi, że jego pragnienie jest zaspokojone. A przynajmniej wydaje mi się, że tak powiedział. Potem przestał. Syndelius przypuszcza, że miecz jest krwiopijcą... takie lubię najbardziej... ale nie wiedział, co się stanie. Dowiedziałem się prędko. Kiedy przyszedł zmierzch i ostrze się zmieniło... mało nie spadłem z pnia przy ognisku. Miałem w ręku Kieł Zmierzchu... ale wydawał się być jakoś silniejszy. Po prostu czułem, że tak jest. Nie mogłem się doczekać, żeby go wypróbować! Pobiegłem przed siebie i zacząłem szukać czegoś do ubicia. Po paru chwilach trafiłem na kilka głupich impów. I pewnie, miecz nie dość, że zadawał o wiele większe obrażenia od zimna niż zwykle, to jeszcze czułem, że z każdym trafieniem wysysam potworowi trochę życiowej energii! Ha! Co za broń! Wielki Kieł Zmierzchu! Tak go nazwę. Czasem zdumiewam sam siebie. Syndelius jest pewien, że Kieł Zmierzchu też pije krew i że mogę nim naładować Kieł Świtu. Całą noc szukałem dwunastu stworów, które mógłbym zabić, ale kiedy wzeszło słońce, okazało się, że miał rację! Ten będzie się nazywał Wielki Kieł Świtu. To jak cztery miecze w jednym!

17-19 Deszczowej Dłoni 3E341

W życiu się tak dobrze nie bawiłem. Od paru dni wyrąbuję sobie moim nowym podwójnym mieczem krwawą ścieżkę przez wszystkie bandy tałatajstwa, które się lęgną w ruinach Cyrodiil. Syndelius i Lewin są przez to jeszcze bardziej pewni naszego sukcesu. Przez ostatnie trzy dni zebraliśmy całe stosy skarbów, ale nic nie równa się z Kłem. Dziś wyruszamy na północ, zbadać okolicę Zatoki Niben. Mam nadzieję, że znajdziemy jeszcze coś równie fajnego. Wtedy będę mógł odejść na emeryturę!

Advertisement